Anna Mączyńska-AdamczykPani Bovary. Fałszywe kobiece światy jako obrona przed życiem.
Ryszard Engelkig, autor nowego przekładu powieści Gustawa Flauberta Pani Bovary rozpoczyna swoje posłowie takim oto streszczeniem powieści:
Historia jest prosta i banalna. Emma Bovary urodziła się na wsi, skończyła szkołę przyklasztorną i poślubiła felczera; życie w małym miasteczku nie spełniło jej marzeń; miała dwóch kochanków, ale ci też ją zwiedli; szukała pociechy w tandetnych luksusach, popadła w długi; załamana klęską uczuć i groźbą licytacji, zażyła truciznę (Flaubert, 1856/2005, s 341).
Istotnie, najważniejsze wydarzenia tworzące kanwę powieści zawierają się w tym nieco przewrotnym opisie. Jednakże tym, co stanowi o nieprzemijalnej wartości dzieła Flauberta, są staranna konstrukcja, nowatorstwo i odwaga powieści w warstwie obyczajowej, (powieść, natychmiast po publikacji, wywołała skandal), wybitny kunszt literacki oraz przenikliwość w opisie świata społecznego i psychologicznego bohaterów, nade wszystko tytułowej pani Bovary.
Emmę poznajemy w momencie, gdy jej ojciec doznaje prostego złamania nogi. Leczenia, z powodzeniem, podejmuje się miejscowy felczer Karol Bovary. Karol zakochuje się w Emmie; ta zaś, zauroczona jego sukcesem, zgadza się zostać jego żoną. Rozczarowanie przychodzi nader szybko:
Póki nie wyszła za mąż, sądziła, że go kocha; zaczynała jednak przypuszczać, że pewno się myliła, bo szczęście, które powinno zrodzić miłość, jakoś nie zakwitło. I próbowała odgadnąć, co właściwie oznaczały w życiu słowa „rozkosz”, „namiętność” i „upojenie”, które tak bardzo zachwycały ją w książkach (tamże, s 37).
Właśnie owe książki, a ściślej sposób, w jaki używała ich Emma, wskazują na kształt, jaki później przybierze jej osobisty dramat. Emma połyka je łapczywie, gdy zostaje posłana do przyklasztornej szkoły. Flaubert daje do zrozumienia, że to żadna wielka literatura, lecz egzaltowane, mierne romanse o nieszczęśliwych kochankach, w których udręczona, piękna dama biernie i często na próżno czeka na heroicznego rycerza; wszystko to w oprawie starannej scenerii światła księżyca, nawałnic burz, widowiskowych omdleń i celnych pchnięć szpadą. Ponadto, dodatkową pożywką dla przeżyć Emmy staje się swoisty klimat, jaki panuje w szkole; blask świec, dym kadzideł, szept modlitw, wizerunki aniołków i niewinnych pastereczek na jej książeczce do nabożeństwa stają się tym, co zajmuje Emmę. Jest to więc bardziej zmysłowa czy przeestetyzowana warstwa, która być może coś skrywa, nie bardzo jednak na razie wiadomo, co.
Flaubert daje czytelnikowi pewną wskazówkę, co może być pod spodem tej warstwy, gdy opisuje reakcję Emmy na wieść o śmierci matki:
Po śmierci matki zrazu bardzo płakała. Zamówiła żałobny obrazek z włosów nieboszczki, a w liście (do ojca), pełnym smutnych refleksji o życiu, prosiła, żeby pochowano ja później w tym samym grobie. Ojciec, myśląc, że jest chora, zaraz do niej pojechał. A Emma czuła cichą satysfakcję, że w jednej chwili upodobniła się do istot bladych i dystyngowanych, ideału niedostępnego duszom pospolitym. Toteż skusiły ją Lamartinowskie meandry; wsłuchiwała się w harfy nad brzegami jezior, śpiewy konających łabędzi, spadające jesienne liście, pieśni dziewic wstępujących do nieba i monologujący w dolinach głos Wiekuistego. Nie przyznała się przed sobą, gdy ją to w końcu znudziło, czytała dalej z nawyku, a później przez próżność, aż wreszcie stwierdziła zaskoczona, że odzyskała spokój i ma w sercu mniej smutku niż zmarszczek na czole (tamże, 41).
Widzimy, że coś się tutaj wydarza istotnego. Emma najwyraźniej nie przeżywa autentycznej żałoby, nie czuje rozpaczy, bólu i smutku utraty. Trzeba zauważyć, że jest to jedyny moment, gdy w całej powieści postać matki Emmy jakkolwiek pojawia się w jej myślach. Gdy zastanawiałam się, dlaczego tak się stało, przyszło mi na myśl, jak Flaubert genialnie zaznaczył, kim matka mogła być w wewnętrznym świecie bohaterki. Jedyna nośna psychologicznie wzmianka o niej pojawia się we wspomnieniach ojca Emmy, a nie samej bohaterki. Dowiadujemy się wtedy, że pierwsze dziecko rodziców Emmy, syn, zmarł jako niemowlę lub małe dziecko, przypuszczalnie był kilka lat starszy od niej.
Myślę, że z tego fragmentu powieści wiele można wywnioskować o tym, co mogło stanowić istotę psychicznego życia bohaterki. Postać matki Emmy jest bardzo fragmentarycznie zarysowana, ale nade wszystko, wydaje się nie istnieć w jej umyśle; tak więc obserwujemy tutaj nie tyle jakąś wewnętrzną reprezentację matki, ile bardziej jej brak. Jednakże owo fragmentaryczne zarysowanie pozwala przypuszczać, że matka Emmy mogła być zaabsorbowana żałobą i pustką po śmierci pierworodnego syna i, jeśli już jakkolwiek, istnieć w umyśle córki, to jedynie jako martwy, nieobecny psychicznie obiekt.
Searles (1986), opisując psychiczne funkcjonowanie pacjentów borderline, zaznaczył, że tym, co wydaje się dominować w ich życiu psychicznym, jest szczególna patologia dotycząca procesów żałoby. W życiu wewnętrznym tych pacjentów centralne miejsce zajmuje (psychicznie) martwa matka, to znaczy taka matka, która nigdy nie uporała się z własnymi, często dramatycznymi utratami i, wiecznie zaprzątnięta i zahibernowana przez te utraty, nigdy nie funkcjonowała w umyśle, życiu swojego dziecka jako żywa, receptywna na nie i autentycznie czująca osoba. Searles zaznacza, że tacy pacjenci nie odczuwają żałoby po śmierci takiej matki; nie sposób bowiem przeżywać żałobę po kimś, kto de facto nigdy nie żył.
Mam wrażenie, że podobny proces tworzenia takiego wewnętrznego obiektu opisuje André Green (2000) w artykule o centralnej pozycji fobicznej, w którym w przejmujący sposób opisuje pacjenta, którego życie o mało co nie zakończyło się śmiercią wkrótce po urodzeniu; matka uporczywie podawała mu pierś, w której nie było mleka, przez długi czas nie zauważając braku pokarmu; gdyby nie ojciec, pacjent przypuszczalnie zmarłby. Green opisuje dalej, jak kolejne opuszczenia i zaniedbania nakładały się na siebie, wzmacniając się nawzajem; jednakże tym, co stanowiło zaczyn patologii pacjenta; owo centrum jego pozycji fonicznej, był pierwotny brak czegoś niezbędnego do przeżycia.
Myślę, że taka uobecniona nieobecność stała jądrem psychicznego funkcjonowania Emmy. W chwili, gdy poznajemy naszą bohaterkę, jest już panną na wydaniu i wykształciła cały wachlarz obron pozwalający jej na unikanie dojmującego braku w swoim wnętrzu. Wydaje się, że Emma przeżywa bardzo wiele, jednakże są to egzaltowane, wyolbrzymione wybuchy afektów, których zadaniem jest odizolować ją od wewnętrznej martwoty i pustki, której czucie mogło napawać ją przerażeniem i poczuciem skrajnej bezradności.
Jak już nadmieniłam, małżeństwo rozczarowało Emmę bardzo szybko. Myślę, że jej poczucie porażki zostało wzmocnione, gdy nieświadomie odkryła, że oszukała samą siebie; jej przyszły mąż wcale nie był, jak myślała, wybitnie uzdolnionym lekarzem, który ocalił jej ojca, lecz prowincjonalnym, nieudolnym felczerem; wielkościową projekcję udało utrzymać się jedynie przez chwilę. W tym momencie po raz pierwszy widzimy naszą bohaterkę, gdy ulepiony przez nią z lektur, wyidealizowany scenariusz upada, realność okazuje się okropnym, upokarzającym zawodem; teraz to my, czytelnicy, nie mamy już złudzeń co do narcystycznego charakteru jej obron. Nieudolność męża, jego brzydota, brak ogłady, męża, który nade wszystko lubi dobrze zjeść i porządnie się wyspać, w czym, nawiasem mówiąc, uderzająco przypomina jej ojca, zdają się spadać na nią z wielką siłą. Emma jest zrozpaczona poczuciem klęski i uczuciem zatrzaśnięcia w tej pospolitości do końca życia. Oczywiście, możemy przypuszczać, że sytuacja ta nade wszystko konfrontuje Emmę z jej własną nieznośną wewnętrzną biedą, zwykłością, której nienawidzi i realnie niewielkimi możliwościami kierowania własnym życiem.
Flaubert, który, jak podkreślają badacze jego twórczości, darzy swoją bohaterkę sympatią i głęboko ją rozumie (Baudry 2002, Brown 2008, Mitchell 1987), pokazuje nam, jak Emma stara się walczyć z narcystycznym zranieniem, podejmując wiele rozpaczliwych wysiłków ożywienia siebie i nadania sensu swojej egzystencji usiłując prowadzić dom, pielęgnując ogród, malując czy ucząc się języków, jednakże wszystko to bardziej przypomina gorączkowe maniakalne próby unikania czegoś wewnętrznie okropnego, nie zaś rzeczywistej reparacji.
Wydaje się, że szansa na autentyczną naprawę i opowiedzenia się po stronie życia i realności, a nie romantycznych majaków, pojawia się w momencie, gdy Emma spodziewa się dziecka. Jednakże, jeszcze gdy jest w ciąży, autor rozwiewa te nadzieje:
Emma czuła zrazu ogromne zdziwienie, potem chciała, żeby już było po wszystkim, ciekawa, jak to jest być matką. Ale że nie mogli sobie pozwolić na to, czego pragnęła: ani na kołyskę w kształcie łodzi, z firaneczkami z różowego jedwabiu, ani na haftowane czepeczki, w przystępie goryczy zrezygnowała z gromadzenia wyprawki i zamówiła ją hurtem u miejscowej szwaczki, nie wybierając niczego i niczego nie dyskutując (tamże, s 89).
Emma nie może kochać swojej córki, ponieważ ta ucieleśnia wszystko to, czego nienawidzi, lęka się i czym pogardza jej matka; wszelkie psychiczne i społeczne niemożności, rozczarowania i ograniczenia. Celowo użyłam słowa „ucieleśnia”, ponieważ odnosi się ono do czegoś bardzo podstawowego, do bardzo pierwotnych aspektów więzi matki i dziecka. Emma czuje się jako matka martwa, a córka, jako jej kopia, nie zdoła jej ożywić. Ponadto, córka reprezentuje nienawiść matki do jej cielesności, seksualności i brak wiary w możliwości macierzyńskie. Oczywiście, z dalszego rozwoju akcji powieści wiemy, że Emma korzystała ze swojego piękna i możliwości seksualnych, jednakże było to w służbie używania siebie do zaspokojeń narcystycznych i obsesyjnego odtwarzania wielkościowych scenariuszy.
Córka nie jest reprezentowana w umyśle matki w żaden w zasadzie sposób; Emma oddaje ją do mamki, a gdy później planuje ucieczkę z kochankiem, w ogóle nie bierze jej pod uwagę; gdy ten pyta ją, co z małą, jest zdumiona tym pytaniem, w końcu postanawia zabrać ją ze sobą, ale w trakcie ustalania szczegółów ucieczki, jak pisze Flaubert, najwyraźniej o niej zapomniała (tamże, s 191).
Kochanek, z którym Emma planowała ucieczkę to cyniczny, brutalny arystokrata (a więc przedstawiciel wyższej, niż Emma, sfery), który uwiódł ją z nudów. Emma do końca zdawała się pozostać nieświadoma zarówno jego motywów, jak i charakteru. Pozyskanie kochanka ją uskrzydliło:
Mówiła sobie: „Mam kochanka! Mam kochanka”, rozkoszując się tą myślą, słodką jak wtóre pokwitanie. A więc nareszcie miała zaznać rozkoszy miłości, dreszczy szczęścia, których nadzieję już pogrzebała. Wchodziła w cudowną krainę, gdzie wszystko będzie namiętnością, ekstazą, uniesieniem; otaczał ją lazurowy bezkres, myśl wzlatywała nad roziskrzone szczyty uczuć, a życie powszednie prześwitywało gdzieś daleki i nisko, w mrocznych dolinach u stóp wyżyn (tamże, s 159).
Podtrzymanie tego stanu umysłu nie mogło trwać długo; nieubłagana rzeczywistość wewnętrzna kochanków, rzeczywistości społeczna wyrażana w małomiasteczkowych plotkach i pomówieniach zaczęła brać górę. Emma, przerażona wymykającym się jej romansem, stała się zaborcza, kontrolująca i obsesyjnie zazdrosna, dla Rudolfa zaś cała sprawa straciła cały powab nowości i początkowej niewinności; zaczął się nudzić, przestraszył się pochopnie złożonej obietnicy ucieczki i porzucił Emmę tuż przed planowanym sekretnym wyjazdem. Porażka Emmy była tym bardziej dotkliwa, że bohaterka spodziewała się, że romans przyniesie jej triumf i rozkosz zemsty nad zdewaluowanym Karolem; nagłe, upokarzające zerwanie pozbawiło ją i tych nadziei (por. Arlow; Baudry 2002).
Emma była zupełnie zdruzgotana; ciężko zapadła na zdrowiu. Gdy po paru miesiącach doszła do siebie, nie zdołała, niestety, skorzystać z możliwości nauczenia się czegoś z własnego doświadczenia:
Wspomnienie Rudolfa skryła na samym dnie serca; spoczywało tam uroczyście i nieruchomo jak mumia władcy w podziemiach. Balsamiczny aromat szczątków jej wielkiej miłości przenikał wszakże wzwyż i sycił tkliwością niepokalaną atmosferę, w której usiłowała żyć (tamże, s 207).
Można zaobserwować tutaj, jak Emma staje się kolekcjonerką własnych zamartwiczych rozczarowań; do porażki w byciu matką i żoną dodała romans z Rudolfem, który zamknęła w wyidealizowanej, pełnej śmierci krypcie, petryfikującej i promieniującej na jej życie psychiczne. Kolejne zawody, zranienia i upadki układają się jedna na drugiej w warstwy organizując się w jej wnętrzu w coś na kształt pierścienia okalającego jej pustkę i martwotę.
Emma brnie dalej, aranżując kolejny romans, w którym to ona jest stroną aktywną. Podtrzymanie drugiego romansu wymaga od wielu zabiegów, kluczenia i kłamstw. Zaciąga coraz większe długi, na przykład na nieistniejące lekcje muzyki, które mają być przykrywką dla spotkań z kochankiem, ale nade wszystko zaczyna obsesyjnie i zachłannie kupować. Ignês Sodré w swoim przenikliwym eseju na temat pani Bovary zwraca uwagę, w co zaopatruje się Emma; są to głównie tkaniny, materiały, zasłony, którymi bohaterka próbuje zasłonić ruinę i pustkę swego świata wewnętrznego, nie czuć psychicznego bólu i braku życia (1999).
Romans z Leonem bardzo szybko powszednieje i nudzi obydwoje kochanków. Emma zaczyna widzieć Leona jako miałkiego, słabego mężczyznę, którego styl życia, przyzwyczajenia bardzo odbiegają od wizerunku romantycznych bohaterów. Początkowo broni się przed rosnącą wzgardą i kolejnym nieuchronnym rozczarowaniem próbując projektować w Leona swoją znienawidzoną kobiecość i przywłaszczyć sobie jego męskie atrybuty – pali cygara, czesze się jego grzebieniem, przymierza jego stroje. Te zabiegi nie starczają jednak na długo, pogarda i szaleństwo, a także groźba licytacji pcha ją ku ostatniemu rozpaczliwemu wysiłkowi uratowania samej siebie; Emma prosi najpierw Leona, potem Rudolfa o pożyczkę dużej sumy pieniędzy, aby spłacić długi. Gdy ci odmawiają, bohaterka staje twarzą w z ogromem wewnętrznej dewastacji i, jak się wydaje, w tej chwili doświadcza masywnego załamania narcystycznych, obsesyjnych obron; czuje, że nie nic już jej nie ocali. Zażywa truciznę i umiera w męczarniach. Zrozpaczony Karol pragnie pochować żonę w ślubnym stroju, w wianku na głowie i rozpuszczonych włosach. Możemy zobaczyć, jak jego ślepota, uporczywie pragnienie, by żona pozostała niewinną, nieskalaną istotą, jakby nic się nie wydarzyło, a czas nie płynął; wszystko to sprawiło, że nie był w stanie pomóc żonie, ponieważ do końca nie chciał zobaczyć, kim stała się Emma.
Wspomniany wyżej artykuł Sodré nosi znamienny tytuł Death by Daydreaming, co można przetłumaczyć jako śmierć jako rezultat śnienia na jawie. Autorka proponuje taką interpretację powieści Flauberta, w której centralnym punktem jest zły czy też niewłaściwy użytek, jaki pani Bovary czyni ze swojej wyobraźni. Jej zdaniem, bohaterka używa kompulsywnego śnienia na jawie jako sposobu „uleczenia” pustego, depresyjnego stanu umysłu i nie jest w stanie skorzystać ze swojej wyobraźni w sposób, który wzbogacałby jej życie wewnętrzne, pozwalał na „badanie wewnętrznego krajobrazu”. Zamiast tego, pani Bovary inkorporuje całe, nie przekształcone przez własną mentalną aktywność historie zaczerpnięte z powieści i z całą dokładnością, dosłownie próbuje odegrać te scenariusze we własnym życiu; ani ona, ani jej kochankowie, ani cała sceneria romansu nie mogą zawierać w sobie, chociażby w części, czegoś autentycznego. Ich konstrukcja jest sztywna i precyzyjna, nic nie może odbiegać od ideału, zaś pierwsze oznaki, że życie nie chce dostosować się do scenariusza, są z całą mocą przez Emmę odpychane. Rzeczywistość, zarówno wewnętrzna, jak i zewnętrzna, jest jednak nieubłagana. Pomimo perwersyjnych, kompulsywnych i narcystycznych zabiegów Emmy, realność prześwituje coraz bardziej wyraźnie. Jednakże bohaterka, na swoją zgubę, do samego końca nie chce jej widzieć i, niejako w konsekwencji, musi odebrać sobie życie.
Jak Państwo słyszycie, parokrotnie wspomniałam o narcyzmie Emmy i teraz chciałabym zająć się tą kwestią nieco bliżej i odwołać się do teorii narcyzmu Neville’a Symingtona (2013).
Analityk ten rozpoczyna swoje rozważania dotyczące narcyzmu od przypomnienia mitu o Narcyzie, w którym szczególny nacisk kładzie na przepowiednię, jaką Tejrezjasz wyjawił matce Narcyza: Narcyz będzie żył długo pod warunkiem, że nigdy siebie nie zobaczy. Symington uważa, że treść tej przepowiedni odgrywa zasadniczą rolę w zrozumieniu istoty narcyzmu.
W swojej teorii Symington rozwija autorską koncepcję dawcy życia. Definiuje go jako psychiczny obiekt (przypominający obiekt przejściowy), który z jednej strony zwiera w sobie karmiące, życiodajne aspekty obiektu zewnętrznego, z drugiej strony zaś pewne aspekty self. Autor podkreśla, że ten obiekt zawsze w jakiś sposób odnosi się do piersi, pochwy, penisa, analityka lub terapeuty i (…) choć sam w sobie nie stanowi żadnego z owych zapładniających lub karmiących obiektów, nie może istnieć bez nich (tamże, s 62). Self, zdaniem Symingtona, ma charakter relacyjny (zawsze istnieje w odniesieniu do innych) i składa się z części – rozmaitych aspektów funkcjonowania jednostki.
Dawca życia to obiekt, który jednostka może wybrać lub odrzucić na bardzo głębokim poziomie funkcjonowania. Ów nieświadomy wybór oznacza, że podmiot, zwracając się ku dawcy życia, wybiera własną spontaniczność i autentyczność, natomiast wyrzekając się go tworzy narcystyczną strukturę, fałszywy świat pozwalający unikać kontaktu z rzeczywistością, zarówno wewnętrzną, jak i zewnętrzną. Ten wybór nie jest wyborem natury zero-jedynkowej; całkowite opowiedzenia się za lub całkowite odwrócenie się od dawcy życia jest niemożliwe. Symington pisze:
Jeżeli zgodzimy się z tym, że dawca życia jest źródłem emocjonalnego istnienia i biologicznego przetrwania – że oba te aspekty wzajemnie się wiążą – to zauważymy, że self nigdy nie może go w pełni odtrącić. Następuje więc rozszczepienie i jedna część self zwraca się przeciwko dawcy życia. Inkorporując obiekt, self dokonuje w sobie rozłamu i odrzuca własną naturę – przyjmuje postawę antyrelacyjną (…). Odwrócenie się od dawcy życia stanowi istotę narcyzmu. Narcyzm nie charakteryzuje tej lub innej części self, lecz sposób, w który poszczególne części odnoszą się do siebie (tamże, s 66).
Powróćmy teraz do naszej bohaterki. Widać, jak przepowiednia Tejrezjasza w okrutny, dosłowny sposób zebrała swoje żniwo. Pani Bovary, w momencie zobaczenia, kim jest, zakończyła swoje życie, bowiem wewnętrzna pustka, martwota i ruina okazały się nie do zniesienia. Gdyby jednak zastanowić się, jaki wybór miała Emma, widać, że jest to postać głęboko tragiczna. Z jednej bowiem strony bardzo dalece odwróciła się od dawcy życia, z drugiej jednak wydaje się, że żywotność tego obiektu, tej jego części, która odnosi się do obiektów pierwotnych, była bardzo wątpliwa. To psychicznie martwa matka i ojciec, który swoją egzystencję sprowadził do zaspokajania potrzeb biologicznych. Może Emma miałaby jakąś szansę, gdyby, bazując na bardziej dojrzałej, libidinalnej części self zdołała się zwrócić ku jakiejś żywej relacji. Jednak Symington, odwołując się do koncepcji Tustin, stawia sprawę jasno: osoba narcystyczna to ktoś, kto odwrócił się od dawcy życia, a odwrócenie to ma miejsce we wczesnym niemowlęctwie. Niemowlę jest od matki całkowicie zależne; matka jest źródłem pokarmu, bezpieczeństwa i poczucia ciągłości istnienia. Gdy w tym związku dochodzi do separacji lub zakłóceń, niemowlę może odwrócić się od matki i skierować ku sobie.
Jeżeli uznać, że pani Bovary, jako niemowlę, próbując zwrócić się ku matce, natrafiała na nicość, można zobaczyć, że owszem, biologicznie przetrwała, ale psychologicznie mogła się wcale nie narodzić. Ta hipoteza wydaje się być prawdziwa; tak możemy wnioskować z losu córki Emmy, w której odtworzyła się historia jej matki. Aby jakkolwiek zaistnieć w świecie, Emma wybrała ciąg imitacji.
Jak wiadomo, postać pani Bovary stała się jedną z najbardziej istotnych literackich postaci, z której czerpała i czerpie psychoanaliza. Zwłaszcza badacze amerykańscy częstokroć odwoływali się do niej, pogłębiając rozumienie kobiecej perwersji, histerii i narcyzmu. Można przypuszczać, że złożoność postaci oraz maestria, z jaką Flaubert ją skonstruował sprawiły, że od przeszło stu pięćdziesięciu lat stanowi niewyczerpane źródło inspiracji.
Bibliografia:
Arlow, J. A.; Baudry, F. D. (2002). Flaubert’s Madame Bovary: A Study in Envy and Revenge. The Psychoanalytic Quarterly, 71:213-233.
Baudry, F. (2002). Flaubert and Madame Bovary: An Intimate Courtship. Journal of the American Psychoanalytic Association, 50: 1283-1297.
Brown, F. (2008). Gustaw Flaubert. W niewoli słowa i kobiet. Warszawa: Wydawnictwo Książkowe Twój Styl.
Flaubert, G. (1856/2005). Pani Bovary. Gdańsk: Wydawnictwo słowo/obraz terytoria.
Green, A. (2000). The Central Phobic Position: A New Formulation Of The Free Association Metod. Int. J. Psycho-Anal, 81:429-451.
Meltzer, F. (2003). Françoise Meltzer on Baudry ‘s „Flaubert and Madame Bovary. Journal of the American Psychoanalytic Association, 51: 1357-1362.
Mitchell, G. (1987). Flaubert’s Emma Bovary: Narcissism and Suicide. American Imago, 44: 107-128.
Searles, H. (1986). Some aspects of separation and loss in psychoanalytic theraphy with borderline patients. W: My Work with Borderline Patients (Idem). London: Jason Aronson Inc.
Symington, N. (2013) Narcyzm. Nowa Teoria. Gdańsk: Wydawnictwo Imago.
Sodré, I. (1999). Death by daydreaming: Madame Bovary. W: Psychoanalysis and Culture: A Kleinian Perspective, ed D. Bell. London: Duckworth, 2004.