Agnieszka Makowiecka-PastusiakHolokaust i współczesne dzieci

Leży przede mną kupka książek. Ładne okładki, ładne obrazki. Straszna treść. To książki o Holokauście dla dzieci, młodszych i starszych. Pojawiły się w Polsce w ciągu ostatnich kilku lat. W Ameryce, gdzie jest ich zatrzęsienie, jakieś 20-25 lat temu. Wcześniej, bliżej wojny i Zagłady było to niemożliwe. Nie można było mówić o tym, co spotkało Żydów. Wszędzie1, także w Polsce.

 

Tu nie było rodziny, która nie byłaby dotknięta przez wojnę. Wojna była obecna w rodzinnym i publicznym przekazie, a więc oczywista dla powojennych dzieci – było ją widać i słychać w dziecięcych zabawach, dziecięcym języku, dwadzieścia lat po wojnie, albo dłużej. Była też w szkolnych programach, zideologizowana, ale z bardzo ostro wytyczonym podziałem na dobrych i złych. Polacy byli ofiarami, ale i bohaterami, z którymi łatwo się identyfikować. O Żydach się nie mówiło. Zniknęli i zapomniano o nich, przynajmniej pozornie. Bo tak naprawdę świadkowie bali się, albo mieli poczucie winy, albo jedno i drugie. To jak opowiedzieć o tym dzieciom?

 

Żydzi jednak nadal żyli w Polsce, choć nieliczni i choć niektórzy z nich pragnęli być niewidoczni. W ich rodzinach było jeszcze trudniej mówić o wojennej przeszłości. Jest różnica pomiędzy „to zdarzyło się im” a „to zdarzyło się nam”. Dla ocalonych Żydów doświadczenie Zagłady to, upraszczając, niewyobrażalne upokorzenie i poczucie winy, że oni przetrwali, a inni zginęli. By dalej żyć, musieli próbować się z tym uporać. Niektórzy przytłaczali swoje dzieci wspomnieniami, które nie chciały ich opuścić, ale większość chroniła dzieci przed tą wiedzą. Czasem nawet ukrywali przed nimi, że są Żydami.

 

Drugie pokolenie, polskie i żydowskie, miało więc do wiedzy o Zagładzie trudną drogę. Ci, którzy chcieli się dowiedzieć, dorastając mieli do dyspozycji przede wszystkim literaturę, tę dorosłą. Stopniowo, z upływem lat, rodzice też zaczęli mówić.

 

Teraz to dzieci ocalonych, a może nawet ich wnuki zostają rodzicami. Współczesne dzieci to trzecie, albo czwarte pokolenie. O Zagładzie już można mówić, bo jest coraz bardziej odległa. Są lekcje historii, literatura i filmy. Mimo to poziom niewiedzy jest podobno zastraszający (por. wywiad z Robertem Szuchtą [8]). Książki dla dzieci wydają się być odpowiedzią na zapotrzebowanie tych bardziej świadomych rodziców i nauczycieli, którzy uważają, że trzeba pamiętać o tym, do czego może doprowadzić nietolerancja dla inności, doprowadzona do skrajności i poparta nowoczesnymi metodami. Lęk, że to mogłoby się powtórzyć, jest całkiem zasadny. Skoro raz się wydarzyło, to znaczy, że takie zło jest możliwe. Chcielibyśmy zatem, aby nasze dzieci były otwarte na tych, którzy inaczej wyglądają, inaczej się poruszają, inaczej się modlą, myślą, czują i kochają. By nie miały uprzedzeń i nie kierowały się stereotypami. Nie da się tego zadekretować. Być otwartym i tolerancyjnym dla inności można wtedy, gdy się tę inność pozna i zrozumie.

 

Jeśli chcemy uczyć o Holokauście, pamiętajmy, że nie wydarzył się on wszystkim ludziom. Holokaust wydarzył się Żydom. Zanim do niego doszło, Żydzi przez kilkaset lat żyli w Polsce i nadal tu żyją. Najpierw uczmy o Żydach, potem o ich Zagładzie.

 

Gdy już się zdecydujemy uczyć o Holokauście musimy sobie postawić trudne pytania: jak i kiedy to robić?

 

Sprawa wydaje się prosta, gdy myślimy o nastolatkach i uczeniu ich historii. Istnieje co najmniej jeden program nauczania o Holokauście dla uczniów liceum (stworzony przez Roberta Szuchtę i Piotra Trojańskiego). Licealistom możemy powiedzieć całą prawdę, jaką znamy, oczywiście nie z intencją przestraszenia ich, czy obarczenia ciężarem ponad siły, lecz szanując ich możliwości rozumienia i asymilowania wiedzy. Wiemy, że także dorośli czasem nie są w stanie jej udźwignąć. Im młodsze dzieci, tym bardziej rozważnie trzeba do tego podchodzić, zastanawiając się, czy są one w stanie zmierzyć się z ogromem zła, którego Holokaust jest w naszej kulturze najpełniejszym wyrazem. Chodzi więc w istocie o bardziej uniwersalny problem – czy i jak uczyć o naturze zła. Decydujemy się to robić, ponieważ nie wolno nam pozbawiać młodych ludzi dostępu do wiedzy o tym, do czego ludzie są zdolni, bo to także jest część naszego dziedzictwa. Chodzi o to, by ta nauka nie doprowadziła u dziecka do zachwiania czy utraty poczucia, że życie ma sens, bo przyniosłaby więcej szkody niż pożytku.

 

Wracam do pytania kiedy i jak uczyć o Holokauście. Odpowiedź jest naprawdę trudna. Zanim spróbuję na nie odpowiedzieć, przytoczę historię opowiedzianą mi przez pewnego mężczyznę, urodzonego kilka lat po wojnie. Jego matka przeżyła Auschwitz, ale straciła całą rodzinę. Od najmłodszych lat syn słuchał jej opowieści o Zagładzie. Kiedy był nastolatkiem, powiesił w swoim pokoju zdjęcie Hitlera. To wydaje się szokujące i niezrozumiałe. Możemy jednak pokusić się o to, by to wyjaśnić, nawet jeśli tak mało wiemy o tej historii. Cokolwiek przydarzyło się matce w obozie, mamy dość wiedzy o tym, czym był Auschwitz, by mieć pewność, że została tam poddana ekstremalnej traumie. Jednak przeżyła, podczas gdy jej bliscy zginęli. Do rozpaczy, którą musiała przeżywać, doszły na pewno poczucia winy, które odczuwali wszyscy ocaleni – za to że żyją. Urodziła dziecko, które być może oznaczało dla niej szansę na odtworzenie utraconej rodziny, ale obarczyła je ciężarem ponad siły.

 

Brytyjski psychoanalityk W.R. Bion stworzył teorię psychicznego pomieszczania (por. Riesenberg-Malcolm [7]). Jest to proces, który zachodzi pomiędzy matką a niemowlęciem (ale także w większości naszych bardzo złożonych relacji z innymi na przestrzeni całego życia), polegający na tym, że matka przyjmuje do swojego wnętrza wszelkiego rodzaju doznania i przeżycia dziecka, których ono samo nie jest w stanie zrozumieć, ani sobie z nimi poradzić. Matka pomieszcza je w sobie, przekształca te surowe treści dzięki swojej funkcji psychicznej, a następnie oddaje dziecku w zmienionej formie, umożliwiając mu rozwój i dojrzewanie. W opisanej sytuacji matka zatraciła swoją funkcję pomieszczającą. Jej życie psychiczne musiało zostać zdominowane przez traumatyczne przeżycia, od których nie mogła uciec. Role zostały odwrócone. To dziecko miało pomieścić ból i nieprzepracowaną żałobę matki. Psychiczna katastrofa, która stała się jej udziałem, została przekazana kolejnemu pokoleniu. Syn, dręczony przez lata obrazami Zagłady, dojrzewając i próbując separować się od matki, wymierzył jej karę, identyfikując się z agresorem – uczynił z Hitlera swego idola, co musiało być niczym innym, jak tylko próbą zakreślenia własnej przestrzeni, do której matka nie będzie miała wstępu. Symbolicznym wyrazem tej przestrzeni stał się jego pokój z portretem Hitlera – by tego nie widzieć, matka musiała zostać za drzwiami.

 

Współcześni rodzice sami nie przeżyli Zagłady, ani nie byli jej świadkami, więc mogłoby się wydawać, iż ta historia nie ma z nimi wiele wspólnego. A jednak traumy o takiej sile i takim zasięgu mają to do siebie, że są przekazywane z pokolenia na pokolenie, o czym pisałam gdzie indziej [6]. Dlatego, zanim podejmiemy decyzję, że nasze dziecko powinno dowiedzieć się czym był Holokaust, zastanówmy się nad tym, dlaczego chcemy mu o tym powiedzieć. I nie chodzi tym razem o takie motywy, które opisałam powyżej – to znaczy o wychowanie w tolerancji dla inności, o wzbudzenie wrażliwości na cierpienie, czy też o danie przestrogi, że ludzie mogą być zdolni do popełnienia najgorszej zbrodni. W świecie, który nas otacza, jest wystarczająco dużo istot – ludzi i zwierząt – którym można współczuć i pomagać, i to jest bardzo wychowawcze. By wpoić dziecku moralny porządek, który sami wyznajemy, można posłużyć się dramatami o mniejszej skali niż Holokaust.

 

Chodzi więc o to, byśmy sami, uczciwie, spróbowali określić czym dla nas jest Zagłada, jak dochodziliśmy do wiedzy na jej temat, czy uczucia, które ta wiedza w nas wzbudziła, zostały w wystarczającym stopniu pomieszczone przez naszych rodziców i nauczycieli, i przez nas samych przepracowane. Czy umiemy odpowiedzieć dziecku na pytania, które może i powinno nam zadać. Innymi słowy – czy sami, dowiadując się, nie zostaliśmy poddani traumie, gdyż jeśli tak się stało, to ryzykujemy powtórzenie tego wobec naszego dziecka. Możemy bowiem chcieć na przykład nie popełnić wobec naszego dziecka błędów, które, w naszej ocenie, popełnili wobec nas rodzice, którzy nie wiedzieli jak nam to wytłumaczyć. Nasza nieświadoma potrzeba naprawiania własnej przeszłości może spowodować, że źle ocenimy dojrzałość dziecka do przyjęcia tej wiedzy. A to, niestety, może oznaczać, że nie działamy dla jego dobra, tylko używamy go dla poradzenia sobie z własnymi zbyt trudnymi przeżyciami.

 

Nie sposób jednoznacznie przewidzieć, czym grozi zbyt wczesne lub niewłaściwe uczenie dzieci o Holokauście, jakie będą bezpośrednie i dalekie tego efekty. Czy dziecko zostanie zdominowane przez lęk prześladowczy, tracąc poczucie bezpieczeństwa i zaufanie do świata zewnętrznego, czy też ogarną je przeżycia depresyjne, grożące utratą wiary w sens życia? Czy dziecko żydowskie nie będzie odtąd wzrastało w poczuciu zagrożenia, oddzielającym je od rówieśników, naznaczającym innością, a Holokaust nie stanie się najistotniejszym wyznacznikiem jego kształtującej się tożsamości? Czy dziecko nie-żydowskie z kolei w przyszłości nie będzie opanowane potrzebą zadośćuczynienia, płynącą z identyfikacji z ofiarami, tak jak wielu trafiających do gmin żydowskich w naszym kraju młodych ludzi, którzy pragną zostać żydami i nie bacząc na trudy procesu konwersji, stają się ortodoksyjnymi wyznawcami judaizmu? Czy przeciwnie – nie zidentyfikuje się z agresorem i nie zacznie szukać swojego miejsca w którejś z organizacji neofaszystowskich? Tego nie wiemy, ale wydaje się prawdopodobne, że nierozważne podejście dorosłych wywrze na dziecko nie taki wpływ, jakiego byśmy sobie życzyli.

 

Jednym z najważniejszych zadań rodziców i wychowawców jest zadbanie, by dziecko rozwijało się w zdrowiu psychicznym. To wcale nie oznacza, że należy je całkowicie chronić przed wiedzą, iż istnieje zło i śmierć. Psychoanalityk Bruno Bettelheim [1] uważał, że tym, co wspiera zdrowy rozwój dziecka, jest czytanie mu baśni wywodzących się z folkloru. W baśniach dobro i zło współistnieją i toczą ze sobą walkę. Świat w nich przedstawiony jest odbiciem wewnętrznego świata dziecka, w którym, jak u każdego z nas, toczą się zaciekłe konflikty pomiędzy popędami życia i miłości, oraz zniszczenia i śmierci. Bettelheim pisze: Ponieważ w umyśle dziecka dominuje biegunowość, charakterystyczna jest ona także dla baśni. Postać jest albo dobra, albo zła, nic pośredniego nie istnieje. Dziecko, które bywa śmiertelnie przerażone z powodu gwałtownych uczuć, których doświadcza, znajduje w baśniach pomoc i ukojenie, gdyż w przejrzysty sposób odnoszą się one do egzystencjalnych lęków i najgłębszych ludzkich konfliktów wewnętrznych, pozwalają zidentyfikować się z pozytywnym bohaterem, który często bywa mały, słaby i osamotniony, a jednak pokonuje zło.

 

Jednak Holokaust to nie baśń. Zła Holokaustu nie da się pokonać. Co prawda naziści przegrali wojnę, a niektórzy zostali ukarani, ale zniszczenie, którego dokonali jest nienaprawialne. Opowieść o Holokauście w żadnym razie nie pomoże dziecku w nadawaniu sensu własnemu życiu. Chyba że, by nie zagrozić psychicznej integracji dziecka, zataimy przed nim to, co się naprawdę wydarzyło. Kiedy zajrzymy do książek dla małych dzieci, tych ze szkoły podstawowej i mniejszych, przekonamy się, że ich autorzy w większości tak właśnie czynią – pokazują Holokaust w ograniczony sposób. Zagłada jest w nich tłem, na pierwszym zaś planie są bohaterowie, którzy doznali cierpień, ale wyszli z nich cało. Dlaczego te cierpienia im się przydarzyły, pozostaje całkowicie niezrozumiałe, zgodnie zresztą z tym, że nie da się pojąć sensu i istoty Holokaustu, ani go opisać. Jak pisze Jan Błoński [2] w tekście poświęconym „żydowskiej szkole w literaturze polskiej”: …Holokaust jest niewyczerpany, nieskończony. Nikt go nigdy nie odtworzy, nie odmaluje. I dalej: Holokaust jest w istocie niemożliwy do opowiedzenia i cokolwiek o nim czytamy, nieuchronnie przeraża i rozczarowuje zarazem. Pióro łamie się pod ciężarem doświadczeń, co przekraczają ludzką miarę. Tym bardziej nie uda się go opisać w tekście przeznaczonym dla małych dzieci. O ile nie chce się ich śmiertelnie przerazić, jest się skazanym na jednostronność i niepełność przedstawienia tamtego doświadczenia, a niekiedy na zacieranie prawdy.

 

Mówienie prawdy o Holokauście, to uznanie nieodwracalności zbrodni, co grozi tym, że zostaniemy zdominowani przez uczucia całkowitej bezradności i rozpaczy. Aby będąc pod wpływem takich uczuć, nie narazić na traumę dziecka, które jest niedojrzałe, by tę wiedzę w takiej formie przyjąć i zrozumieć, staramy się na ogół opisywać dzieciom takie sytuacje, gdzie mimo wielkiego zagrożenia i wszechobecnego zniszczenia komuś udało się przetrwać. Jakby na to nie spojrzeć, przebija w tym nasza – dorosłych – potrzeba uporania się z niemożliwą do przyjęcia prawdą, że jakkolwiek niektórym się udało – dzięki wielkiemu szczęściu i pomocy, a niekiedy też poświęceniu ze strony innych ludzi – to większość została zamordowana. Nie chcemy się z tym mierzyć, szukamy więc pocieszenia. Czy nie dlatego Polacy tak natarczywie domagają się, by świat uznał, że pomagali? Chodzi właśnie o odzyskanie sensu życia i wiary w ludzi. Dotyczy to, choć w różnym stopniu, zarówno ofiar, jak i świadków, a także kolejnych pokoleń.

 

A jednak o Holokauście trzeba mówić prawdę. Inaczej grozi nam, że zmieni się jego znaczenie. Mówi o tym Jacek Leociak [5] w wywiadzie opublikowanym na stronie internetowej Otwartej Rzeczpospolitej – Stowarzyszenia przeciw Antysemityzmowi i Ksenofobii: Najbardziej boję się makdonaldyzacji Holocaustu, jego stałej obecności w krwiobiegu kultury masowej. Oznaczałoby to z jednej strony, że nie można o Holokauście zapomnieć i wymazać go ze świadomości, ale z drugiej, że jest on „serwowany” w coraz lżejszych formach, „przyrządzanych” na potrzeby konsumenta popkulturowej papki. Taki Holokaust stanie się lekki, łatwy i przyjemny. Nasza pamięć oddali się od pamięci straumatyzowanej, od pamięci, która nie może być oswojona. A pamięć Holokaustu nie może być oswojona nigdy.

 

Czy zatem można wyznaczyć granicę wieku, kiedy zacząć uczyć dzieci o Holokauście? Myślę, że nie. Musimy wziąć pod uwagę wiele czynników, między innymi dojrzałość emocjonalną dziecka i naszą własną zdolność do podejmowania rozmowy z nim. Małym, kilkuletnim dzieciom dałabym spokój, bo nie sądzę, by ta wiedza była im potrzebna, a może zagrozić ich bezpiecznemu rozwojowi. By móc chociaż częściowo zrozumieć Zagładę, trzeba pojmować złożoność świata i ludzkich postaw. A więc – uczmy nastolatki (może od końca szkoły podstawowej?). Odpowiadajmy na każde pytanie, które nam zadadzą. Bądźmy z nimi, gdy będą rozpaczać, że coś takiego mogło się wydarzyć i nie potępiajmy, gdy będą się przed tą wiedzą opierać. Ona należy się naszym dzieciom, ale pamiętajmy, że to najtrudniejsza rzecz, której musimy je nauczyć. Być może gdyby żył Janusz Korczak, wiedziałby jak mamy to zrobić, bo on wiedział jak kochać dziecko.

 

Przeczytałam następujące książki dla dzieci i młodzieży:

1. John Boyne, Chłopiec w pasiastej piżamie. Przekład Paweł Łopatka. Kraków: Wydawnictwo Literackie, 2007

2. Iwona Chmielewska, Pamiętnik Blumki. Poznań: Media Rodzina, 2011.

3. Batszewa Dagan, Czika, piesek w getcie. Przekład Szoszona Raczyńska. Oświęcim: Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, 2012.

4. Batszewa Dagan, Gdyby gwiazdy mogły mówić. Przekład Batszewa Dagan. Oświęcim: Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, 2012.

5. Antón Fortes, Dym. Ilustracje Joanna Concejo. Przekład Beata Haniec. Toruń: Wydawnictwo Tako, 2008.

6. Joanna Rudniańska, Kotka Brygidy. Żabia Wola: Wydawnictwo Pierwsze, 2007.

7. Beata Ostrowicka, Jest taka historia. Opowieść o Januszu Korczaku. Ilustracje Jola Richter-Magnuszewska. Łódź: Wydawnictwo Literatura, 2012.

8. Olga Szelc (red.) Marysia i Jojne, czyli o polsko-żydowskich sprawach w „Małym Przeglądzie” Janusza Korczaka. Wrocław: Oficyna Wydawnicza Atut, Wrocławskie Wydawnictwo Oświatowe.

9. Tomi Ungerer, Otto. Autobiografia pluszowego misia. Przekład Michał Rusinek. Wydawnictwo Format, 2011.

 

Otto. Autobiografia pluszowego misia” Tomiego Ungerera to książeczka adresowana do kilkuletnich dzieci. Dwaj chłopcy, Żyd i Niemiec, są przyjaciółmi. Miś, należący do żydowskiego dziecka, trafia do jego niemieckiego przyjaciela, kiedy Żydzi odjeżdżają w nieznane. Jest tam naznaczenie innego (żółta gwiazda) i są utraty. Jednak utrata ukochanego misia jest tu pierwszoplanowa, natomiast śmierć rodziców Dawida w komorze gazowej, zaś ojca Oskara na froncie, a jego matki w czasie alianckich bombardowań, jest zaledwie wspomniana pod koniec, już po opisie szczęśliwego rozwiązania, jakim jest ponowne spotkanie przyjaciół z dzieciństwa w Nowym Jorku, gdzie trafił i miś, znaleziony pod koniec wojny przez żołnierza o bardzo ciemnej twarzy (jest więc także wieloetniczność). Autor stara się opowiedzieć o trudnych sprawach w sposób emocjonalnie łatwy. Utraty, których doświadczyli Żyd i Niemiec są rozdzielone po równo. Jeden po pobycie w obozie był chory i wygłodzony, drugi, po bombardowaniu – ranny. Zło jest anonimowe, nie ma sprawców i ofiar – wszyscy są ofiarami. Autorowi zdaje się przyświecać idea tolerancji i wybaczenia, ale to zakłóca moralny porządek. Szczęśliwe zakończenie unieważnia tragedie. Wszystko to ma chronić przed niepokojem, ale może zadziałać przeciwnie, gdyż zło nie jest nazwane i nie zostało pokonane, a więc nie ma sprawiedliwości.

 

Czika, piesek w getcie” i „Gdyby gwiazdy mogły mówić” Batszewy Dagan2 to dwie książki izraelskiej pisarki, przeznaczone dla dzieci ze szkoły podstawowej, pierwsza dla tych z młodszych klas, druga od klasy IV. W książce o piesku, należącym do żydowskiego chłopca, autorka zrezygnowała z dosłownego opisu rzeczywistości getta, na rzecz empatycznego opowiedzenia o lęku, utracie, tęsknocie. Gdy wojna się kończy, chłopiec odzyskuje swojego pieska, przechowanego przez polską nianię. Druga książka jest trudniejsza, bo opisuje życie w getcie i obozie, nie ucieka też od pokazania brutalności wobec Żydów. I tu psychiczne cierpienie jest na pierwszym miejscu opowieści. W obu książkach jest jasne, kto jest sprawcą. Mimo wszystko Dagan nie wprowadza do nich śmierci. W „Czice” nie ma jej wcale, w tej drugiej też nie jest nazwana po imieniu. Niespodziewanie pewnego dnia jej mąż został zabrany, nie wiadomo dokąd. Nikt go już potem nie widział. To zdania z pierwszej strony książki. Pod koniec, gdy wszyscy bohaterowie przeżyli, nikt już o tym nie pamięta. A więc podstawowa prawda o Zagładzie pozostaje niewypowiedziana.

 

Znajdujemy ją natomiast w książce Beaty Ostrowickiej „Jest taka historia. Opowieść o Januszu Korczaku”. Historia Starego Doktora i jego dzieci z Domu Sierot to opowieść o tym, jak Janusz Korczak starał się, by życie skrzywdzonych sieroctwem dzieci było mimo wszystko dobrym doświadczeniem. Jak traktował je z szacunkiem i miłością, by czuły się rozumiane, bezpieczne i sprawiedliwie traktowane. O tym, że w Domu Sierot każdy musiał wykonywać jakąś pracę na rzecz innych, ale mógł też uchwalać prawo w Sejmie i szukać sprawiedliwości w Sądzie Koleżeńskim. Czyż nie tego chcemy dla naszych dzieci? Wiemy jak się ta historia kończy. To jest pełna opowieść – jest w niej getto i śmierć Korczaka wraz ze wszystkimi wychowankami w Treblince. Ale ostatnie zdania być może uratują młodego czytelnika przed rozpaczą, choć pozostawią go smutnym. Mógł się uratować.(…) Ale przecież nie mógł zostawić swoich dzieci. Dzieci są najważniejsze. Nie ma większej miłości i poświęcenia niż umrzeć z tymi, których się kocha.3

 

Natomiast w pięknej artystycznie książce „Dym” Antóna Fortesa nie znajdujemy żadnego pocieszenia. Niech nikogo nie zmyli dziecinny język kilkuletniego narratora. To nie jest książka dla dzieci. Każda fraza, każdy rysunek przeraża, bo od początku wiemy, co będzie na końcu. Najbardziej porusza to, że dziecko, które wie, że umrze, nie rozumie, czym jest śmierć. Idzie do domu z kominem i martwi się, że mama na niego nakrzyczy, że go nie ma…

 

Na koniec o dwóch książkach dla młodzieży. Pierwsza to „Kotka Brygidy” Joanny Rudniańskiej, o dziewczynce wychowanej na warszawskiej wielokulturowej Pradze. Ludzie, których znała, odchodzą do getta. Helena ma troskliwych rodziców, ale oni, przerażeni tym, co się dzieje, albo ją zbywają, gdy nie rozumie, albo wożą tramwajem do getta, by zobaczyła. Są w tej książce pokazane najróżniejsze ludzkie postawy. Na przykład niania demonstruje prymitywny ludowy antysemityzm, ale razem z całą rodziną pomaga Żydom. Gdy wojna się kończy ojciec wyrzuca przyjaciela, którego ukrywał, bo boi się sąsiadów. Helena dowiaduje się, że ojciec brał za pomoc pieniądze i to ją dręczy do końca życia. To psychologicznie głęboka i prawdziwa książka o dojrzewaniu dziecka, na oczach którego zdarzyła się katastrofa. Dalsze losy Heleny, samotnej i zdziwaczałej, pokazują, że bycie świadkiem też jest głęboko traumatyczne.

 

Bohaterem „Chłopca w pasiastej piżamie” Johna Boyne’a, jest dziewięcioletni Bruno, którego ojciec jest komendantem obozu koncentracyjnego. Chłopiec, chowany w pruskim drylu, panicznie boi się ojca, którego jednocześnie podziwia. Całkowicie osamotniony w domu stojącym tuż przy obozowym ogrodzeniu, zupełnie nie rozumie gdzie jest i dlaczego jego dotychczasowe życie zostało zniszczone. Kiedy pyta, nikt mu nie odpowiada, ale pyta rzadko, jakby wolał się nie dowiedzieć. W największej tajemnicy zaprzyjaźnia się przez druty z żydowskim chłopcem, którego dokarmia, chociaż świadomie nie wie, że jest on głodny. Kiedy esesman znęca się nad jego przyjacielem, Bruno wypiera się znajomości z nim i ten moment, kiedy bierze w nim górę tchórzostwo jest wstrząsający, a równocześnie tak wiele mówiący o ludzkiej naturze. Chłopiec nie może przestać zaprzeczać prawdzie, która go osacza, aż robi coś, co nas kompletnie zaskakuje i pokazuje, że w takim zaprzeczeniu rzeczywistości nie da się żyć.

 

Piśmiennictwo:

1. Bettelheim, B. (1976). Cudowne i pożyteczne. O znaczeniach i wartościach baśni, s. 44-52. Przekład Danuta Danek. Warszawa, Państwowy Instytut Wydawniczy, 1985.

2. Błoński, J. Autoportret żydowski. W: Biedni Polacy patrzą na getto, s. 101 i 103. Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1996.

3. Danieli, Y. (1985). The Treatment and Prevention of Long-term Effects and Intergenerational Transmission of Victimization: A Lesson From Holocaust Survivors and Their Children. W: Trauma and Its Wake, Vol. 1., Charley Figley (Ed.), New York: Brunner Mazel.

4. Korczak, J. Jak kochać dziecko. Warszawa, Jacek Santorski & CO Wydawnictwo.

5. Leociak, J. (2010). Lekcja, której nie można odrobić. Wywiad Maćka Onyszkiewicza i Joanny Sawickiej. Dostępne w Internecie: http://www.otwarta.org/index.php/jacek-leociak-lekcja-ktorej-nie-mozna-odrobic/ , data dostępu: 2010/05/24.

6. Makowiecka, A. (1999). Międzypokoleniowy przekaz traumy. Świat Psychoanalizy. 1 (9), 1999. Dostępne także w Internecie pod tytułem: I zgodnie z boskim przykazaniem mieli dzieci. Międzypokoleniowy przekaz traumy i jego wpływ na dzieci osób ocalonych z Holocaustu. http://fzp.net.pl/spoleczenstwo/i-zgodnie-z-boskim-przykazaniem-mieli-dzieci

7. Riesenberg-Malcolm, R. (2000). Bion’s Theory of Containment. W: C. Bronstein (ed.) Kleinian Theory. A Contemporary Perspective.London: Whurr Publishers.

8. Szuchta, R. (2001). Holokaust dotyczy nas wszystkich. Wywiad Tomasza Grzyba i Sławomira Prusakowskiego. Dostępne w Internecie: http://mojahistoria.eu/pl/text,28.html

 

1 Nawet w społeczeństwie amerykańskim, w którym żyje kilka milionów Żydów, ocaleni z Zagłady mieli trudności, by przebić się ze swoją traumą do społecznej świadomości. Badacze tego zjawiska nazwali je „zmową milczenia”. Była nawet w kontaktach ocalonych z psychiatrami i psychologami, którzy do przełomu lat 70. i 80. nie rozumieli, że zaburzenia, na które cierpieli ocaleni, mogą mieć związek z traumą Holokaustu. Zespół stresu pourazowego (Post-Traumatic Stress Disorder) dopiero 1980 r. został w Stanach Zjednoczonych wpisany do DSM (klasyfikacji zaburzeń psychicznych) jako oddzielna kategoria (por. Yael Danieli, [3]).

 

2 Batszewa Dagan, urodzona w Polsce, ocalona z Holokaustu, stworzyła metodę nauczania o Zagładzie. Do jej książek dołączone są płyty dla nauczycieli ze scenariuszami lekcji. Jako wprowadzenie do lektury proponuje ona ćwiczenia i zabawy na temat tolerancji dla inności.

 

3 „Pamiętnik Blumki” Iwony Chmielewskiej – dla małych dzieci, oraz „Marysia i Jojne, czyli o polsko-żydowskich sprawach w „Małym Przeglądzie” Janusza Korczaka” pod redakcją Olgi Szelc – dla starszych, to dwie książki o życiu i pracy Korczaka oraz o jego dzieciach. Nie mówią o Holokauście, decyzja czy powiedzieć o dramatycznym końcu należy do rodziców i nauczycieli.




Dodaj komentarz