Małgorzata OjrzyńskaMacho i jego syn. O męskości syna w odpowiedzi na homoerotyczne impulsy ojca – na kanwie powieści Jacka Dehnela „Saturn”

Cóż większego na świecie niż twoje apetyty? Zjadłeś już sześcioro i pożerasz siódme; co jakiś czas przerywasz żucie… i rugasz bezgłowe ciało…: „Łamago, niedojdo, niechluju, klucho – mówisz – nierobie, skulidupo, pasożycie, leniu śmierdzący, impotencie, słabeuszu, mimozo, amebo – mówisz – pomyłko, śmieciu, niedorobku, wypierdku. … Zobacz, jak się spasłeś, wyglądasz jak baba, patrz na twój otłuszczony babski tyłek, dupa jak u dziewuchy, i to z tych grubszych, bij się, wierzgaj! A ty nic, nogi zwiesiłeś, rąk nie masz, głowy nie masz, czym się teraz nażresz, łasuchu? Bądź mężczyzną! Bądź mężczyzną!”

    I dygocąc cały, śliniąc się, potrząsasz mną, aż obijam się stopami o twoją wielką, sterczącą pytę. (Dehnel, 2011, str. 241).

    To fragment opisujący obraz Francisco Goyi pt. „Saturn pożerający własne dzieci”. Fragment pochodzi z książki Jacka Dehnela, której właśnie ów Saturn jest tytułowym bohaterem. Stawiam tezę, iż fragment ten zawiera kluczowe elementy szczególnej relacji ojciec – syn opisanej przez pisarza. Jednak uważam, że nie jest to opis znany nam z mitologii, gdzie Saturn (Kronos) połyka swe dzieci w obawie przed grożącą mu klęską w rywalizacji z nimi. Sądzę, że Jacek Dehnel opisał inną relację i inny lęk. W niniejszej pracy pokuszę się o próbę analizy wspomnianej relacji traktując treść książki jak materiał kliniczny pozwalający na interpretację.

    Tytułowy Saturn, pod postacią którego opisany jest Francisco Goya został przedstawiony jako postać silnie powodowana popędami, o których z pewnością nie można powiedzieć, że pozostają pod prymatem genitalności. Wydaje się, że autor daje plastyczny opis popędów cząstkowych. Saturn/Goya jest w równym stopniu oralny: jadł całą kurę, popijał pełną flaszą, do tego kawał chorizo warzonego w czerwonym winie, owoce, pasztety, ze dwa kieliszki mocnego z Jerez, i jeszcze mógł balować do białego rana (tamże, str. 76), co analny: z jego chlapaniem, charkaniem, pluciem na podłogę, z jego mazaniem brudnymi pędzlami wszystkiego,…ciskaniem brudnych gałganów na ziemię… (tamże, str.46) jak i falliczny, kiedy to: nadyma się, stroszy, unosi głowę wysoko, rozkłada ogon, nie ma pojęcia, co się dzieje dookoła, skupiony tylko na sobie, bo przecież nie na jakiejś samicy, która jest, w gruncie rzeczy, przypadkowa. Francisco Goya, w książce Dehnela, sam mówi o sobie, iż serce moje otwarte było na wszystkie odmiany i rodzaje miłości, nawet takie, o których wolałbym zapomnieć i bałbym się wspominać (tamże, str.35). Jednak próżno w książce szukać opisu świadczącego o zdolności głównego bohatera do ukierunkowania ogółu dążeń seksualnych do jednej jedynej osoby, jak o genitalności pisze Freud (1924) czy o możliwości zaakceptowania własnych ograniczeń oraz niedoskonałości uzyskiwanych osiągnięć bez utraty integralności ego, jak definiuje genitalność Vesa Manninen w artykule o męskich pragnieniach (1992).

    U opisanej przez Jacka Dehnela postaci trudno też mówić o dominacji popędu życia lub śmierci. Z jednej strony, artysta zapładnia systematycznie kolejno spotykane kobiety i niestrudzenie, do ostatnich chwil życia, maluje kolejne obrazy, z drugiej – opary ołowianej bieli wciskają się w każdą szczelinę domu trując śmiertelnie kolejne, poczęte dzieci, a Francisco, równie łatwo zamalowuje portrety odchodzących władców Hiszpanii, jak niegdyś je dla nich tworzył.

    Goya, według Dehnela, to łasy na prestiż i pieniądze satyr, bez wahania malujący obrazy każdej kolejnej władzy za cenę utrzymania pozycji nadwornego malarza. Posłuszny wobec wyższych od siebie i wymagający posłuszeństwa wobec słabszych, w tym od własnego syna.

    Wróćmy do przytoczonego na wstępie tekstu. W zacytowanym fragmencie dorosły mężczyzna, ojciec – w obecności dziecka i za jego pomocą zaspokaja swe oralne, falliczne i destrukcyjne impulsy. Bezwzględnie, z ogromną siłą dewaluuje syna i stawia mu jedno żądanie: Bądź mężczyzną!

    O co chodzi w tej scenie? Jak rozumieć tę relację między ojcem a synem?

    W literaturze psychoanalitycznej możemy znaleźć koncepcje mówiące, iż uległość mężczyzny wobec mężczyzny jest pochodną silnej tęsknoty za ojcem (Manninen, 2000). W artykule „W obliczu strachu: kastracja i perwersja” Vesa Manninen pisze o sytuacji, w której dziecko, tracąc opiekę matki i czując pierwotne zagrożenie życia – zwraca się ku ojcu, walczy o jego przychylność i jest gotowe zaspokajać wszelkie jego pragnienia, aby tylko nie pozostać samo, bo samotność naraża je na agonalny lęk związany m. in. z przestymulowaniem bodźcami. Manninen uważa, że w przypadku niektórych ojców, podstawowym sposobem na pozyskanie przychylności jest właśnie uległość. Uległość tworząca relację, w której syn ofiarowuje się ojcu jako wykastrowany, by dać mu satysfakcję, podkreślić jego siłę, której on z kolei może używać w sposób sadystyczny i tą drogą zapewniać sobie poczucie tryumfu.

    Czy taką relację opisuje Jacek Dehnel? Jacy ojcowie cenią sobie uległość swoich synów? Jaką funkcję pełnić może owa uległość?

    Tytułowy Saturn to Francisco Goya, drugim, praktycznie równorzędnym, głosem przemawia w książce jego jedyny, żyjący syn – Javier. Gdzieś, w tle przemyka się niewyraźna postać matki, która jeśli się nie stroiła, leżała w łóżku – albo w połogu, albo, jeśli poroniła, z kolejnymi krwotokami (…) jedno martwe dziecko za drugim (…) i było tego za dwadzieścia razy (Dehnel, 2011).

    Mamy więc do czynienia z matką w chronicznej depresji, nieustannie narażoną na doświadczenia kolejnych ciąż, poronień, pogrzebów oraz niekończących się zdrad męża, a więc matką, o której z dużym prawdopodobieństwem możemy myśleć, iż nie była zdolna dać swemu dziecku wystarczająco dobrej opieki. To w takiej sytuacji, dziecko zwraca się ku ojcu z nadzieją, że to on da mu to, czego zabrakło w relacji z matką. Zwraca się ku ojcu gotowe zapłacić za jego miłość wysoką cenę. Czy tak było w historii Javiera?

    W dniu jego urodzin Francisco wydawał się być zachwycony, krzyczał do wszystkich znajomych i nieznajomych, że nie ma piękniejszego widoku w Madrycie niż ten chłopak (tamże, str.11). Jednak zachwyt szybko przeminął i wkrótce Javier stał się rozczarowującą kluchą, okląchłą mordą i coraz bardziej przypominał babę; dupa mu się zrobiła szeroka, jak u takiej dziewuchy, co już ją można wyzamiatać, głos niby się złamał, ale nie zmężniał (tamże, str. 49). Wyraźnie, im więcej kobiecych cech Francisco dostrzegał w swoim synu, tym bardziej budził on jego niechęć. W książce Dehnela Francisco skarży się, że syn go unika, że nie docenia ojcowskiego dowcipu, gdy woła do niego w okresie dojrzewania: Te, pęknięta fujarka! (tamże, str. 49). Francisco zastanawia się, jak ten śliczny chłopczyk, najpiękniejszy widok Madrytu, przepoczwarzył się w tego żałosnego trutnia? (tamże, str. 49).

    Rzeczywiście, pogrążony w niemocy Javier snuje się po domu, nie ma życia towarzyskiego, nie ma relacji z kobietami, a po zaaranżowanym małżeństwie szybko wycofuje się z kontaktów seksualnych z żoną. Javier nie zarabia, nie wykorzystuje swego talentu malarskiego, jest całkowitym przeciwieństwem swego ojca, czym budzi jego pogardę i niechęć. Czytając pełne dewaluacji myśli starego Goyi zastanawiamy się jak ten wykastrowany syn może być dla niego źródłem satysfakcji. Wydaje mi się, że tak zarysowanej relacji nie sposób rozumieć jedynie w terminach tzw. odwróconego Edypa. Owszem, miłość do ojca prowadzi do chęci zniszczenia rywalki, jaką jest matka, która też chce ojca.(…) a konflikt między chęcią zniszczenia matki a obawą przed związaną z tym jej utratą może być rozwiązany jeśli chłopiec nie tylko zajmie miejsce matki, ale rzeczywiście stanie się do niej podobny… zostanie wykastrowany (Manninen, 2000). Stąd, w pierwszej chwili, można mieć wrażenie, iż status wykastrowanego może sprzyjać Javierowi do wzbudzenia zainteresowania u ojca. Uważam jednak, że w przytoczonym przeze mnie na początku opisie Saturna pożerającego dzieci – pisarz wskazał nam też inny trop, który nie wiąże się z sytuacja edypalną. Otóż rozczarowany Saturn – Francisco wykrzykuje do syna swe podstawowe żądanie: „Bądź mężczyzną!”

    Czyżby pożerał go, bo ten mężczyzną nie jest? A gdyby był?

    Spójrzmy na fragment opisujący jedyny moment ożywienia Javiera.

    Pewnego dnia, młody chłopak z zapamiętaniem chwyta za pędzle i maluje postać Kolosa. Kolejne warstwy farby formowały wielkie, atletyczne ciało, coraz bardziej zaokrąglając je na ogromnych mięśniach, nadając mu trzy wymiary; z jednej strony miedziane, tłuste pobłyski na ogorzałej skórze, z drugiej – ciemne i splątane kłaki na głowie (Dehnel, 2011, str. 83). Obraz przedstawia potężnie zbudowanego, nagiego mężczyznę. Stoi tyłem do widza. Widzimy jedynie jego atletyczne plecy i pośladki. Gdzieś, w dole widoczny jest jakiś ruch, zgiełk, tłum maleńkich postaci rozpierzchłych w panice no i chmury, dymy armatnie, przez które widać to błyszczące, muskularne ciało… (tamże, str. 88). Na wieść o pracy syna Francisco pędzi do pracowni, wydaje się, że to mogłaby być przełomowa scena w relacji między nimi, ale widzimy, że spotykając się przed obrazem, obaj mężczyźni są bardzo skrępowani, nie wymieniają między sobą ani słowa. Patrzę, patrzę, on mnie cały czas widzi i wie, że już nie może udawać, że nie widzi , więc pokazuje, że widzi jednak. Że zaskoczony niby. I gestami pokazuje. A ja patrzę, mrużę oczy, minę robię i mówię: „Hyyy…hyyy…taaaa…” (tamże, str. 85). Javier marzy, iż Francisco zachowa się jak ojciec, wyobraża sobie, że podchodzi do sztalug, oczy mu się robią wielkie jak spodki, w tych oczach łzy. Łzy wzruszenia. „Synu – mówi – ty malujesz!” Jakby mówił do swojego dziecka uzdrowionego cudownie: „Synu, ty chodzisz!” (tamże, str.86). Jednak tak się nie dzieje. Francisco, uznając, że dorosły facet nie jest do rozpieszczania, udaje, że wpadł po butelkę terpentyny i wychodzi. Jakby nie mógł unieść chwili bliskości, czułości, ale też może tego, co się w nim wzbudziło na widok malującego syna, a może tego, co zobaczył na obrazie.

    Sytuacja wyjaśnia się dopiero pod koniec książki, kiedy to już po śmierci Francisco, do Javiera zgłasza się bratanek wieloletniego partnera Goyi i przynosi mu listy świadczące o homoseksualnym związku ojca. Javier znajduje też potwierdzające ten fakt listy ojca, a także jego rysunki dokumentujące związek z mężczyzną, wreszcie, łączy wcześniej niezrozumiałe słowa wypowiedziane przez ojca na łożu śmierci: Martin, kochany, idę… (tamże, str. 227). Javier rozumie, że Martin to imię kochanka.

    Sądzę, że odkrycie homoseksualnej orientacji ojca wyjaśnia specyfikę jego relacji z synem. Wygląda na to, że Javier budził żywą niechęć swego ojca z dwóch powodów jednocześnie: z jednej strony, ponieważ był zbyt mało męski oraz z drugiej, gdy męski być próbował. Gdyby Javier był męskim mężczyzną, jak życzył sobie tego jego ojciec, mityczny Saturn by go nie pożarł, ale…uwiódł. Myślę, że Javier od początku, nieświadomie to rozpoznawał i zrobił wszystko, by niszczyć swą męskość. Zniszczyć męskość, ale poprzez to uratować relację opiekuńczą. Ojciec, który sam nie przepracował sytuacji edypalnej, nie może być wsparciem dla syna, ponieważ zamiast chronić go przed nadmiarem bodźców – naraża go na przedwczesną i nadmierną stymulację seksualną. Saturn pożerający własne dzieci, to ojciec okrutny, zazdrosny, bezwzględny, ale jednak wciąż ojciec. Saturn – kochanek , tymczasem, oznacza świat bez ojca, czyli świat, w którym nie ma nikogo, kto mógłby dać ratunek i ukojenie, świat, w którym można dostać jedynie nadmierną ekscytację, która grozi zupełną dezorganizacją. To zagrożenie widziane z perspektywy dziecka. W jego interesie jest, aby ojciec pozostał ojcem. Z drugiej strony, gdyby narcystyczny Francisco uwiódł swego syna, jego obraz jako wspaniałego mężczyzny, byłby zagrożony rozpadem. To zagrożenie widziane z perspektywy ojca. W jego interesie jest, aby syn nie dorósł i nie stał się obiektem pożądania.

    Myślę, że książka Jacka Dehnela opisuje specyficzny sposób chronienia się przez dziecko oraz strategię wspierającego go w tym ojca, który z powodu braku możliwości innego sprawowania funkcji rodzicielskiej, nieświadomie wybiera „mniejsze zło”. Ojciec, który nie osiąga w swym rozwoju psychoseksualnym dominacji organizacji genitalnej – staje wobec zadania przerastającego jego możliwości. Jak dać dziecku relację, do której nie jest zdolny? Mówiąc o organizacji genitalnej, przytaczam perspektywę Dany Birksted-Breen (1996), która mówiła o genitalności nie w kategoriach rozwojowych (czyli w terminach kolejnych, następujących po sobie etapów), ale w kategoriach różnych konfiguracji, pozycji czy logik, które współistnieją w nieświadomości. Taka perspektywa pozwala na próbę postawienia tezy, iż możliwy jest pregenitalny sposób sprawowania roli właściwej dla genitalności. Opisując falliczność odwołuję się też do wprowadzonego przez autorkę rozróżnienia między fallusem jako reprezentantem omnipotencji i samowystarczalności a penisem jako nieświadomym reprezentantem tego, co łączy i buduje, symbolem więzi. Opisywany przez Jacka Dehnela ojciec to mężczyzna o wyraźnej organizacji fallicznej, mężczyzna, typu macho, dla którego liczą się przede wszystkim pregenitalne satysfakcje: siła, wytrzymałość, władza, kontrola, posiadanie. To mężczyzna, dla którego kobieta lub dziecko to nie obiekt relacji, ale obiekt służący do zaspokajania lub będący dla tego zaspokojenia zagrożeniem. To mężczyzna, który chce sam stanowić prawa, a nie się do nich stosować, raczej chce przekraczać wszelkie granice niż je chronić. To mężczyzna, dla którego tylko fallus oznacza kompletność, a jakakolwiek inna niż falliczna forma rozwoju lub istnienia oznacza porażkę (Manninen, 1992). To mężczyzna, dla którego fallus reprezentuje stan pełni, stan, w którym nie istnieje żadna potrzeba, stan „poza kondycją ludzką” (tamże, 1996). Jednak Dana Birksted-Breen (1996) pisze, że pozycja taka nie wyklucza innych konfiguracji istniejących w nieświadomości. Jeśli więc taki ojciec chce dać opiekę dziecku, choćby po to, by, jak w książce Dehnela, zapewnić przedłużenie rodu – co wtedy? Może znaleźć rozwiązanie, które pozwoli przeżyć synowi i nieco ograniczyć zniszczenia. Tak, jak perwersja jest ochroną przed psychotycznym zniszczeniem psychiki, tak w opisywanym przypadku – atak na tożsamość seksualną dziecka i wszystkie elementy rozwoju do tej tożsamości nawiązujące – staje się obroną przed kazirodztwem. Obie strony relacji współpracują, by to osiągnąć. Współpracują we wspólnym dziele zniszczenia. Niszczą, by przeżyć. Ojciec próbuje zohydzić sobie dziecko w nadziei, że wtedy go nie nadużyje. Będzie je dewaluować we wszystkim, co mogłoby być dla niego atrakcyjne, dzięki dewaluacji dziecko ma szansę nie stać się dla niego obiektem seksualnym. Z drugiej strony dziecko z tym współpracuje hamując się we wszystkim, co podkreślałoby jego właściwości związane z płcią. Jednak jednocześnie, niemęski syn frustruje homoerotyczne impulsy ojca i z tego powodu także budzi niechęć.

    W książce Dehnela Javier zaczyna malować dopiero po śmierci ojca, jakby dopiero wtedy mógł ujawnić swoją twórczą siłę nie bojąc się, że poprzez to stanie się obiektem pożądania, a pojedynczy epizod przypływu sił twórczych za życia ojca (kiedy to właśnie namalował Kolosa) – przypłaca długotrwałą i głęboką depresją: …poczułem, że nie jestem wcale człowiekiem, tylko drewnianą marionetką, a nitki przywiązane do moich ramion, łokci, dłoni, kolan i stóp, do moich powiek i warg, zostały odcięte i leżą na podłodze jak długie, martwe pasma włosów. (Dehnel, 2011, str. 95).

    Freud, opisując „chorych z powodzenia” (1916) twierdził, że załamanie jako reakcja na sukces powstaje w związku z poczuciem winy bądź lękiem, iż oto spełniły się edypalne pragnienia. Myślę, że scena w pracowni, kiedy to dwóch podekscytowanych mężczyzn wspólnie ogląda nagie męskie ciało karmi fantazję o stosunku ojca z synem. Od tego momentu, aż do śmierci ojca – Javier nie dotknie już pędzla. Uchroni się w ten sposób zarówno przed uwiedzeniem przez ojca, jak i przed poczuciami winy, iż jest w stanie do tego doprowadzić.

    Francisco Goya, w książce Jacka Dehnela, buduje swą męską tożsamość poprzez realizację pregenitalnych pragnień. Jak się okazuje, jest mężczyzną o nieokreślonej orientacji seksualnej i dlatego, chcąc być ojcem dla swych dzieci i jednocześnie chronić je przed sobą: wspiera Biedroneczkę (córkę z nowego związku) w rozwijaniu przez nią talentu malarskiego (w XVIII wieku malarstwo było zajęciem czysto męskim), a Javiera, za wszelką cenę, widzi jako pozbawionego atrakcyjności kastrata. Innymi słowy, stara się uczynić córkę bardziej męską, a syna bardziej kobiecym.

    I z tego powodu, chociaż tytuł mojego wystąpienia nawiązywał do problemu poczucia męskości, to w miarę zastanawiania się nad opisywaną przeze mnie sytuacją doszłam do wniosku, iż jest to raczej problem tożsamości seksualnej w ogóle, a wręcz popędowości w ogóle. Naturalnej popędowości dziecka natrafiającej na ojca, który ma kłopot ze swą genitalnością. Dlatego zgadzam się z komentarzem pisarza, iż „Saturn” to historia opisująca co dziś zdarza się w niejednej patriarchalnej rodzinie (Dehnel, 2011), bo patriarchalny ojciec, to mężczyzna falliczny. Dla niego swobodna ekspresja popędowości dziecka oznacza trudne do pohamowania ożywienie własnych impulsów. Falliczny ojciec nie jest jednak zdolny do rezygnowania, dlatego zamiast, właściwej dla poziomu edypalnego, akceptacji ograniczeń – mamy do czynienia z oddziaływaniem na rzeczywistość zewnętrzną, by przestała być źródłem pokusy. Ojciec tępi popędowość dziecka, aby jej nie ulec. Jak w biblijnej radzie, by obciąć dłoń, która może przyczynić się do popełnienia grzechu. Sądzę, że dlatego tak często w rodzinach odwołujących się do wartości fallicznych, a więc do wartości władzy, siły, sukcesu i osiągnięć: spotykamy mężczyzn (synów) o zahamowanym potencjale twórczym oraz kobiety (córki) odrzucające swą kobiecą tożsamość.

    Wracam ponownie do początkowego fragmentu książki, do którego cały czas się odwołuję. Zatrzymuje mnie jeszcze jeden istotny szczegół opisu Saturna pożerającego dzieci: jego wielka, stercząca pyta (Dehnel, 2011, str. 241). Ten opis to kwintesencja falliczności, bo zwraca uwagę na wzwiedziony członek jako atrybut towarzyszący każdej aktywności, niezależnie od tego czy ma ona charakter seksualny czy nie.

    Mężczyzna kierujący się motywami fallicznymi nie ma dostępu do ideału wywodzącego się ze stałych, wewnętrznych związków, które budują samoocenę na podstawie wysiłków w pracy i w miłości, wspieranych przez czasami niekompletne, niedoskonałe ego. (Manninen, 1992). Mężczyzna zafiksowany na falliczności wierzy, iż jedynie końcowy, ostateczny wynik pozwala mu odzyskać miłość… (tamże, 1992). Sądzę, że dehnelowski Javier rozpoznaje, iż siła ojca wynika z konieczności osiągania sukcesów. Sława, pozycja, pieniądze, władza konstytuują Francisca. Dla niego fallus oznacza kompletność, a jakakolwiek inna niż falliczna forma rozwoju lub istnienia oznacza porażkę (tamże, 1992). Javier, dziecko pogrążonej w depresji matki, jest skazany na ojca i dlatego nie może naruszyć fundamentów jego tożsamości. Jak pisała Dana Birksted-Breen (1996): seksualność falliczna opiera się identyfikacji z fallusem, aby zaprzeczyć brakowi i nie dopuścić uczuć związanych z brakiem, z odczuwaniem potrzeby, zawiści, lęku, poczucia winy czy bezradności. Javier czuje, że falliczna organizacja psychiki Francisco jest jego dla niego życiodajną konstrukcją, naruszenie której grozi katastrofą. Katastrofa psychiczna rodzica to ekstremalne zagrożenie dla dziecka. Stąd, jak sądzę, nieświadoma współpraca Javiera, który pilnuje, by nie zagrozić ojcu swym rozwojem, by nie okazało się, iż ten nie radzi sobie. Francisco, z kolei, nie może dopuścić do ukonstytuowania się w nim sytuacji edypalnej, w której byłby narażony np. na poczucia winy czy zazdrość. Stąd zmasowany atak Francisco na Javiera. Atak, który ma zapobiec sytuacji, w której dziecko mogłoby stać się źródłem uczuć innych niż zadowolenie ojca z samego siebie.

    Jak pisze Jacek Dehnel: to do dziś zdarza się w niejednej patriarchalnej rodzinie. Jakże często słyszymy argument: biłem cię, krytykowałem, bo chciałem cię dobrze wychować. Myślę, choć nie brzmi to politycznie poprawnie, że jest w tym prawda. Być może, jest w tym komunikat: gdybym cię nie bił, to mógłbym cię zabić, gdybym cię nie dewaluował, to bym z tobą współżył.

 

Bibliografia:

Birksted-Breen, D. (1996). Fallus, penis i przestrzeń psychiczna, Int. J. Psycho-Anal. 77.

Dehnel, J. Saturn. Warszawa: WAB, 2011.

Freud, S. (1916). Niektóre typy charakteru spotykane w pracy psychoanalitycznej. W: Kets de Vries, M.F.R., Perzow, S. (red.), Podręcznik psychoanalitycznych studiów charakterologicznych. Warszawa: Wydawnictwo Jacek Santorski & CO, 1995.

Freud, S. (1924). Dziecięca organizacja genitalna (Wprowadzenie do teorii seksualnej). W: Dzieła, t. V, Życie seksualne, s. 215. Warszawa: Wydawnictwo KR, 1999.

Manninen, V. (1992). From the pleasure ego to the tolerance of longing. The Scandinavian Psychoanalytic Review, 15.

Manninen, V. (2000). The face of fear: castration and perversion. The Scadinavian Psychoanalytic Review, 23.




Dodaj komentarz